Poprawiony: piątek, 09 grudnia 2011 20:09 Wpisany przez Natalia Krzesińska niedziela, 01 maja 2011 13:34
Komentarze do opowiadania można dodawać na moim blogu:
www.jessica-natka.blog.onet.pl
Słowniczek
szczotki- szczotki do czyszczenia sierści
kopytnik- urządzenie do czyszczenia kopyt.
kantar- mała uzda w której koń jest w stajni.
siodło- warstwa materiału nakładana na grzbiet konia do jazdy.
Jessica (czyt. Dżesika) Nioszyńska razem z siostrą Penelopą śpieszyły się do szkoły, były prawie spóźnione. Dziewczynka jak co dzień miała spotkać się przy parku z przyjaciółką Samantą. Zwykle tam się z nią spotykała. Do szkoły od domów przyjaciółek było co najmniej piętnaście minut drogi, więc musiała się pośpieszyć. Jessica odprowadzała siostrę codziennie, a Penelopa nie była jeszcze nawet spakowana! A ona musi się śpieszyć. Samanta na pewno już na nią czeka, a siostrze się wcale nie śpieszy! Ich brat, Norbert zaczynał o wiele później lekcje niż one i jeszcze spał. One szły wcześnie, a na dojście do szkoły zostało im zaledwie kilka minut. Starsza siostra zawsze bardzo przejmowała się swoimi ocenami, spóźnieniami... Ale Penelopie było wszystko jedno. Jessicę zawsze to denerwowało.
-
No szybciej, zaraz będziemy spóźnione, a mam dzisiaj oddawanie kartkówek!- ponaglała siostrę Jessica.
-
Spieszę się, ale ta kartkówka mnie nie obchodzi. - odparła Penelopa.
Dziewczynki wyszły z domu i wiedziały, że nawet jeśli pobiegną nie będą w szkole na czas.
Kiedy wreszcie znalazły się w budynkach, spóźnione, Penelopa poszła do sali III b sp gdzie miała pierwszą lekcje, a Jessica udała się do budynku obok do klasy lekcyjnej I c gimnazjum. Kiedy starsza siostra znalazła się w klasie, nauczycielka historii właśnie oddawała kartkówkę Angelice- najlepszej uczennicy w klasie. Samanta ucieszyła się z przyjścia Jessiki, ale pani od historii nie była zachwycona jej spóźnieniem.
Penelopa nie zwracała uwagi na swoje potargane, brązowe włosy, których nie zdążyła rozczesać przed wyjściem. Po wejściu do sali usiadła natychmiast przy swojej przyjaciółce, Nataszy, nawet nie przepraszając za spóźnienie, tak jak to miała w zwyczaju.
Rodzeństwo mieszkało przy ul. Flikańskiej pod numerem 13. Ulica ta z dwoma innymi (Klawiszową i Tytańską) tworzyły miasteczko. Ul. Tytańska była bardzo mało unowocześniona, więc wiele osób niepoprawnie twierdziło, że to wieś.
Penelopa prawie nigdy nie rozczesywała swoich potarganych brązowych włosów; jednak mało kto to zauważał, bo jej włosy i tak od zawsze się kręciły.
Rodzicom rodzeństwa Nioszyńskich było na imię Magdalena i Ignacy. Ich matka miała bardzo małe oczy, ale za to bardzo ciemne rzęsy; za to ich ojciec był dokładnym przeciwieństwem Magdaleny.
Jessica jako pierwsza wróciła do domu. Była zdenerwowana i zła. Po tym jaka dostała ocenę za tę głupią kartkówkę, nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać o tym z mamą, ale wiedziała, że będzie musiała powiedzieć o tym.
Kiedy weszła do domu starała się nie zwracać na siebie uwagi, by mamie nie przyszło do głowy pytanie o szkołę. Wiedziała, że jak mama się dowie, to najpewniej dostanie szlaban.
-
A jak tam w szkole, córeczko? - spytała mama, podając Jessice talerz gorącej zupy.
Jessica jęknęła.
-
Yyy... Tak... No... Dostałam nie najlepszą, hm... ocenę... - wyjąkała Jessica.
-
Z jakiego przedmiotu? - spytała ostro mama.
-
Zz... Historii, 2= – odparła Jessica.
-
Kiedy macie poprawę?
-
Za kilka dni.
-
Nauczysz się na kartkówkę?
-
Tak. Nie dostanę szlabanu? – spytała szczerze zdziwiona dziewczynka.
-
Nie.
-
To mogę spotkać się Samantą za dwa dni?
-
Dobrze, ale nie zapomnij o nauce - przestrzegła mama.
Jessica zjadła obiad i poszła odrobić lekcje oraz uczyć się na kartkówkę.
Po godzinie przyjechała do domu Penelopa, którą przywiózł tata. Mimo że nie dbała o naukę, jakimś cudem miała bardzo dobre oceny. Jessice i Norberta zawsze to denerwowało.
Penelopa pod wieczór oznajmiła, że zapisała się na konkurs szkolny o patronie – H. H. Andersenie.
Następnego dnia Jessice udało się zdążyć na spotkanie z Samantą, gdyż tego dnia wyjątkowo to mama odprowadzała siostrę do szkoły. Jessica jak i jej koleżanka były prze-szczęśliwe, że wreszcie mogą iść do szkoły nie spóźniając się.
Jessica dużo rozmawiała z Samantą. Na jednej z przerw Samanta z wielkim uśmiechem na ustach, radością oznajmiła przyjaciółce, że kotka jej cioci urodziła cztery małe, słodkie kotki. Samanta poświęciła cały wczorajszy dzień, żeby namówić rodziców na zaadoptowanie jednego z młodych. Jessica mimo tego, że także chciała mieć jakiegoś zwierzaczka, wykrzesała z siebie tyle radości i energii, żeby chociaż przez chwilę cieszyć się z przyjaciółką.
Pierwszą lekcją dziewczynek był język polski, potem matematyka, technika i wreszcie historia. Jessica miała poprawić kartkówkę. Na przerwie powtarzała w skupieniu wszystkie potrzebne na kartkówkę informację.
Penelopa w tym czasie pisała test wiedzy o Hansie H. Andersenie. Cieszyła się, gdyż nie musiała być na lekcji. Jessica cały czas powtarzała, że to strasznie nie fair.
Norbert pisał sprawdzian. Jego piwne oczy ciągle patrzyły w skupieniu na pytania z przyrody. Chłopak miał kręcone, półdługie włosy do ramion o kolorze brązu.
Jessica najczęściej odprowadzała siostrę do szkoły, bo Norbert zawsze miał lekcje później, a jej zajęcia szkole zaczynały się podobnie jak Penelopy, do tego gimnazjum było zaraz przy szkole podstawowej.
Gimnazjum do którego uczęszczała Jessica było imienia Mikołaja Reja.
Rodzeństwo nie było raczej kłótliwe, ale czasem dochodziło do sprzeczek, w których najczęściej jedną stronę brali Jessica i Norbert, a drugą Penelopa.
Po kilku dniach wszystkim młodym Nioszyńskim udało się zdobyć jakiś sukces. Jessica bardzodobrze poprawiła kartkówkę, bo na 5. Penelopa zajęła pierwsze miejsce w konkursie o H. H. Andersenie, a Norbert ze swoją grupą w klasie dostali po 6. za prezentacje o ginących gatunkach zwierząt.
Tymczasem ich rodzice dyskutowali na temat przyszłej przeprowadzki i kupieniu jakiegoś zwierzaka dzieciom.
Kiedy już to obmyślili, w piątek, zawołali dzieci do salonu, by przedstawić im swój pomysł:
-
Dzieci, mamy zamiar przeprowadzić się na ulicę Tytańską i kupić wam zwierzaka, każde z was będzie mogło mieć własnego – powiedział z westchnieniem tata dzieci.
-
Yyy... Przeprowadzamy się? - zapytała zdziwiona Jessica.
-
Tak. Poślemy was do szkoły, która będzie bliżej naszego nowego domu. - odpowiedział tata.
-
Dlaczego ? Tu mamy przyjaciół - zapytał Norbert.
-
Nie mamy zamiaru się przeprowadzać, nawet jeśli nie dostaniemy zwierzęcia – podsumowała Jessica.
-
Już mamy wybrany dom i nie ma odwrotu, a jeśli chcecie zrezygnować z zwierzaka jestem za – zaprzeczył ojciec.
-
To już może być – powiedział markotnie Norbert.
-
No to spakujcie się i za dwa tygodnie będziemy w nowym domu – zakończył tata z uśmiechem na ustach.
-
Dobrze – powiedziały zmarnowanym tonem dzieci.
Następnego dnia rano, Jessica przypomniała mamie o tym, że ma się w tym dniu spotkać z Samantą, dlatego wyjście do sklepu zoologicznego trzeba było przełożyć na poniedziałek, bo w sobotę Penelopa miała kółko „wiedzy o patronie”.
Jessica miała blond, któtkie włosy i zielone oczy.
Rodzeństwo na lekcjach myślało o przeprowadzce i przez to było bardzo rozkojarzone. Norbert dostał naganę za „ nieuważanie i myślenie o niebieskich migdałach”. Penelopa ciągle była spóźniona a raz nawet szła tak wolno, że do szkoły doszła na drugą lekcję! Jessica dostała 2- na przyrodzie, 1+ na języku polskim i 3= na chemii. Ich rodzic nie byli zachwyceni postępami dzieci.
Wreszcie nadszedł dzień, w którym mieli jechać do sklepu zoologicznego.
Norbert skończył lekcje jako pierwszy, Penelopa skończyła godzinę później, natomiast Jessica skończyła ostatnia. Do sklepu zoologicznego mieli pojechać o 18:30 bo tata musiał zamówić taksówkę bagażową a dzieci miały dopakować ostatnie „ drobiazgi” przed jutrzejszą przeprowadzką. Mama kazała im także zastanowić się jakie zwierzątko by dostać.
O wyznaczonej godzinie wsiedli do autobusu i pojechali do sklepu zoologicznego.
Rodzice dzieci najpierw wyjaśnili im, że pojadą obejrzeć zwierzęta, a potem pokażą im ich nowy dom. Następnie wrócą do sklepu i kupią dzieciom upragnionego pupila.
Ich nowy dom znajdował się na ul. Tytańskiej 202. Był średniej wielkości z balkonem. Jego ściany były otynkowane, ale nie pomalowane. Do drzwi prowadziły betonowe schody, które już się kruszyły. Trawnik był nieprzystrzyżony, przez co cały dom sprawiał wrażenie starej, zarośniętej chaty.
-
To ma być nasz dom? - spytała z niechęcią w głosie Jessica.
-
Tak. Tylko tak wygląda na zewnątrz, podobno w środku jest bardzo przyjemnie. - starała się uspokoić obawy córki pani Nioszyńska, ale w głębi duszy też miała obawy.
-
Czemu „podobno”?! Widzieliście ten dom w środku prawda? - zapytała z nadzieją w głosie Jessica.
-
Zaraz go zobaczymy, ale jeśli nie podoba Ci się Jessico to możesz... - nie zdążył dokończyć tata, bo córka weszła mu w pół zdania:
-
Dobrze, już dobrze. Przepraszam – powiedziała Jessica od niechcenia.
-
To dobrze – zakończył tata.
Rodzina wchodząc do domu zastała podobny widok jak na zewnątrz – kolory ścian były wyblakłe, Tynk odrywał się od ścian i sufitu. Gdy weszli na drewnianą podłogę w salonie, usłyszeli nie miły dźwięk, który przypominał odgłos kroków za sobą, a że wszędzie meble były ciasno poukładane pod ścianami, w kątach i było dużo wolnej przestrzeni tworzyło się echo. Dom na zewnątrz, jak i wewnątrz wyglądał jak stare zamczysko złego rycerza albo czarownicy. Domownikom od razu się nie spodobał, jednak musieli tam zamieszać, bo nie mieli tyle pieniędzy, żeby kupić nowy dom, a tego nikt nie chciał kupić – teraz rozumieli dlaczego. Obejrzeli resztę domu – wszystko wyglądało tak samo oprócz strychu. Tamto miejsce wyglądało jak pobojowisko – wielka dziura w dachu, porozrzucane sprzęty, ściany poprzecinane po równej linii jakby ktoś za jednym zamachem wbił topór w ścianę. Rodzice zakluczyli go i zabronili tam chodzić dzieciom.
Jessica dostała jeden z siedmiu pokojów. Był tak samo zimny jak inne. Miał jedno duże okno, które było nieszczelne, bo w pokoju było bardzo zimno. Wszystkie przedmioty, meble były ponakrywane białymi prześcieradłami. Dziewczyna z mozołem zabrała się do ściągania ich. Kiedy odkryła ostatni mebel, stolik, znalazła na niej starą książkę, była taka zmęczona i rozkojarzona, że nie zauważyła tego, że jest stara i przypominająca strych. Zaraz po rozpakowaniu swoich rzeczy, choć tylko upchała je w największej szafie zeszła na dół. Tam zastała resztę rodzeństwa i rodziców – oni też wepchnęli rzeczy do jednej szafy i zeszli na dół. Mieli jechać do sklepu zoologicznego.
Penelopa jak się w samochodzie okazało – miała gorszą sytuację od Jessiki. Jej okno było całkowicie wybite, a drewno spróchniałe.
Norbert miał najlepszą sytuację – wszystko był na swoim miejscu i nic nie trzeba był naprawiać.
Kiedy dojechali na miejsce nikomu się nie spieszyło. W sklepie rodzice kupili Norbertowi papugę i świnkę morską – wspólne zwierzątko. Następnie udali się do schroniska, bo Penelopa koniecznie chciała psa. Wybrała labradora. Od razu nazwała go – Gotim. Jessica chciała konia, ale teraz rodzice nie mieli tyle pieniędzy, żeby kupić konia. Musiała poczekać.
Po powrocie do domu, zauważyli, że są tam trzy szopy – tylko jedna, popadająca w ruinę do niczego się nie nadawała. Magdalena od razu pomyślała, że w jednej mógłby mieszkać konik Jessiki, a druga za składzik. Zaraz po powrocie zebrali naradę w pokoju rodziców (zawsze tam się odbywały).
-
Zdecydowaliśmy, że w pierwszej szopie możliwe, że będzie mieszkał kucyk Jessiki, a druga posłuży nam za składzik – wyjaśniła mama.
-
Dobrze - zgodziły się dzieci.
-
Nasz nowy dom przemalujemy na kolor błękitny i spróbujemy odnowić. Jessica, Penelopa będziecie musiały spać w swetrach i pod kołdrami i kocami - tłumaczyła mama dalej.
-
Jak daleko będziemy mieli do szkoły? - zapytała Penelopa.
-
Będziecie szli trochę dłużej – oznajmiła wymijająco mama.
-
Czyli...- Jessica nie dawała za wygraną.
-
Dziesięć minut dłużej – ucięła mama.
-
Tak długo?! - wykrzyknęła Jessica.
-
Cicho! I tak przepiszemy was do nowej szkoły. Dobranoc – skończył tata.
-
Dobranoc – odpowiedziały zdenerwowane dzieci.
Były złe i uważały, że to strasznie nie fair.
Dzieciom rozpakowywanie zajęło całą sobotę i niedzielę. Następnego dnia po szkole rodzeństwo poszło obejrzeć cały dom „do końca”, ponieważ przez te dwa dni, nie mieli dużo czasu by go obejrzeć dokładnie.
Z niechęcią po lekcjach dzieci sprzątały ogród. Penelopa, która we wtorek pod wieczór sprzątała gałęzie, prawie wpadła do studni. Nie była ona zabezpieczona tak jak zawsze są – głazem. Stała odkryta, bez jakiegokolwiek osłony. Gdyby nie rosnące zaraz przy niej drzewo, dziewczyna pewnie spadła by na dół. Zaraz po tym wydarzeniu, rodzice kupili duży głaz, by ją zakryć.
Mimo że cały wolny czas rodzina spędzała na odnawianiu i dekorowaniu domu, on i tak wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Jessica była ciągle zła i naburmuszona, bo nie dość, że nie miała konia to jeszcze ekipa, która miała zamontować im okna, musiała przesunąć termin i w rezultacie dziewczynka w tym pokoju miała spędzić następny tydzień.
Salon znajdował się przy drugim wejściu z holu. Był w nim telewizor ( z ich starego domu ), duża sofa koloru jasno-kremowego stała naprzeciw starego kominka. Niedaleko stał mały fotel o kolorze pomarańczowym, na środku pokoju znajdował się stół z lekko jasnoróżowymi kwiatami. Wokół niego stały wsunięte krzesła zrobione były z jasnego drewna; na ich materiale były wyhaftowane w czerwone i pomarańczowe listki jakby opadające w dół na lekko brązowawej tkaninie. Kominek był koloru stalowoszarego, z wykutymi po obu stronach wzbijającymi się w górę orłami. Na podłodze znajdował się dywan z „ostrego” materiału, który kuł w stopy, gdy chodziło się po nim. Cały ten pokój sprawiał wrażenie połączonych dwóch pokoi: był on duży, stało w nim kilka szafek i osprzęt jak w dwóch pokojach: salonie i jadalni.
Pokój ich rodziców był duży i „zimny”. Wisiało w nim kilka starych obrazów przedstawiających m. in. powozy konne, stare zamki na, których panowali historyczni królowie itp.
Nie był pomalowany, ale był wyłożony drewnem Hebanowca. Był chyba najbardziej normalnie wyglądającym pomieszczeniem w całym domu. Pościel na łóżku miała kolor ciemnozielony z gdzieniegdzie wymalowanymi liśćmi na tkaninie.
We wtorek rodzina Nioszyńskich miała spotkać się ze swoimi nowymi sąsiadami. Nazywali się oni Rzemscy. Mieli syna Mikołaja i córkę Magdę. Wszyscy, nawet dzieci nie robili nic oprócz słuchania opisów sąsiadów na temat starych mieszkańców domu. Z opowieści państwa Rzemskich wynikało, że poprzedni mieszkańcy byli bardzo dziwni. Z ich domu czasem dobiegały różne dziwne odgłosy. Kilkakrotnie była wzywana policja, ale oni nie otwierali.
Po powrocie do domu, rodzice natychmiast wysłali swoje dzieci spać. Jessica, by się nie nudzić chciała poczytać ich lekturę szkolną. Od dnia przyjazdu nie zaglądała do szafki z książkami. Kiedy ją otworzyła, przypomniała sobie o starej książce, którą znalazła pod łóżkiem... wyjęła ją i obejrzała okładkę : stara, zniszczona z napisem ledwie do odczytania. Najpewniej były to cztery słowa, ale dziewczynce udało się rozszyfrować jedno:
księga
Jessica chciała od razu sprawdzić o czym jest książka, jednak usłyszała kroki. Jej mama jak co dzień szła sprawdzić czy dzieci już leżą. Dziewczynka szybko odłożyła księgę pod łóżko. Zaraz po tym do pokoju weszła mama i zgasiła światło.
-
Mamo, mogła byś nie zgaszać światła? - spytała Jessica.
-
A dlaczego? - mama uważnie przyjrzała się córce.
-
Chciała bym się jeszcze pouczyć, no i nie dokończyłam czytać lektury, a jutro mam z niej sprawdzian i jeszcze... - zaczęła wyliczać dziewczynka, ale pani Nioszyńska jej przerwała:
-
Dobrze, ale tylko półgodziny. Później przychodzę, zgaszam światło i dobranoc – zakończyła mama.
-
Dziękuję!! - zawołała Jessica.
-
Ciszej, że ty nie jesteś śpiąca nie znaczy, że inni też nie są – skarciła mama.
-
Przepraszam.
Zaraz po tym jak mama wyszła Jessica natychmiast wyciągnęła księgę spod łóżka. Tak jak przed chwilą była brązowa i zakurzona. Dziewczynka starła kurz z okładki i z tego co zobaczyła i z tego co wywnioskowała z kontekstu, wynikało, że jest to:
księga
czarów
i
magii
Jessica przez chwilę zastanawiała się co ten tytuł może znaczyć, bo przecież kiedy była mała mama czytała jej książki o magii... tylko, że tamte nazywały się mała syrenka czy piękna i bestia, a nie księga czarów i magii. Zaraz po namyśleniu się Jessica otworzyła książkę w miejscu gdzie była zakładka. Jedna ze stron była wyrwana, najpewniej w pośpiechu, bo papier był wyrwany nie równo i niechlujnie. A na stronach obok był narysowany... smok, a obok niego mnóstwo opisów i tym podobnych wyglądających trochę tak jak te w encyklopediach zwierząt, tylko, że tam zamiast zwykłego zwierzaka był opis smoka. Dziewczynka gdy tylko to zobaczyła natychmiast zamknęła książkę. Trochę się przestraszyła. Dopiero po upływie jakiś dziesięciu minut odważyła się spojrzeć na pierwszą stronę. Był tam narysowany znak pegaza w kole stworzonym przez dwa smoki. A pod tym dziwnym znakiem znajdowały się bardzo różne nazwiska. Były polskie, francuskie, niemieckie... były też takie których nie rozpoznawała. Najświeższym nazwiskiem było jej nazwisko! Przez chwilę zastanawiała się co to mogło znaczyć, bo wpis nie mógł mieć całego dnia, a tylko ona o niej wiedziała. Spojrzała na następne nazwisko. Barskowscy. Barskowcy?? - pomyślała Jessica – skądś mi się to nazwisko kojarzy... wiem. To poprzedni mieszkańcy tego domu tak się nazywali. Chciała spojrzeć na następną stronę jednak jej mama weszła do pokoju. Dziewczynce ledwo udało się schować książkę przed nią.
-
No to teraz dobranoc – powiedziała mama.
-
Dobranoc.
Jessica zasnęła. W tym samym czasie dzieci państwa Barskowskich, Olimpia i Nico przeszukiwali swoje rzeczy w poszukiwaniu księgi...
Jessica wstała bardzo późno. Mama zabroniła jej więc czytania po nocach; dziewczynka nie chciała się na to zgodzić, ale mama powiedziała, że zaraz po szkole pojadą na targ koni, by kupić jej wymarzonego zwierzaka. W szkole Jessice strasznie się dłużyło, bo nie mogła doczekać się momentu, w którym dostanie nowego kucyka.
Po powrocie do domu, dziewczynka pospiesznie zjadła obiad i oznajmiła mamie, że już mogą jechać. Była bardzo podekscytowana; zawsze chciała mieć konika, jeździć na nim i skakać. Najbardziej marzyła o kucyku białym z brązowymi skarpetkami. Chciałaby go nazwać Skowronek lub Skowronka. Ale to były tylko jej marzenia, więc dziewczynka za bardzo się nie rozmarzała, mimo że nie lubiła niespodzianek.
Na targu koni zobaczyła wiele różnie wyglądających koni, ale najbardziej szukała swojego przyszłego „Skowronka”. Ale jej mama wciąż szła w wyznaczonym przez siebie kierunku nie zważając na ciągle rozglądającą się córkę. Jej mama wiedziała, że córka chciała by mieć rasowego konia, który byłby jej wymarzonym, ale nie było ich na takiego konia stać.
-
Mamo, chciała bym mieć białego konika z brązowymi skarpetkami. Nazwała bym go Skowronek – powiedziała podekscytowana Jessica.
-
Aha – odpowiedziała.
Jessica z mamą weszły do mniej zatłoczonej i mniej imponującej części targu. Nie było tam tylu koni, ale nie były też takie piękne i wartościowe. Dziewczynka natychmiast zrozumiała, że mama nie kupi jej żadnego dobrego konia, ponieważ nie mają na to pieniędzy. Trochę ją to zasmuciło.
Magdalena po chili zaprowadziła córkę do małego pawilonu z wybiegiem, na którym jeździła mała, blondyno-włosa dziewczynka. Stały tam też trzy inne w pełni osiodłane konie. Dwa były czarne, w tym jeden w białawe łaty gdzieniegdzie; trzeci był biały, a ten czwarty, który jeździł był brązowy. Żaden z tam będących koni nie był zadbany, ani wyczesany.
-
Będę miała takiego konia? - zapytała z niechęcią Jessica, robiąc nie miłe w stronę zwierząt.
-
Tak. One tylko tak wyglądają... Są całkiem miłe i oswojone. Będzie Ci się na niej dobrze jeździło – przekonywała córkę mama.
-
Hm... O domu też mówiłaś, że „on tylko tak wygląda” - przedrzeźniała Jessica mamę.
-
Jeśli będziesz nie miła nie dostaniesz konia w ogóle! - powiedziała ostro mama.
-
Dobrze... przepraszam – odpowiedziała dziewczynka.
Po chwili przywitał ich właściciel czwórki koni. Przedstawił się, a potem wypytał Magdalenę o stopień zaawansowania w sztuce jazdy konnej. Po tym powiedział:
-
Większość moich koni ma dość duży temperament, ale jeden, właściwie jedna jest nowa i bardzo spokojna, choć to nie kucyk.
-
Mi zależy na kucu – powiedziała mama.
-
No to będzie pani musiała poszukać konia gdzie indziej, bo ja przy takich małych zdolnościach nie sprzedam jej konia z dużym temperamentem – odpowiedział sprzedawca.
-
No to niech będzie... - mama westchnęła – która to?
-
Ta czarna w łaty. Nie ma imienia, więc będziesz mogła nadać jej imię – tym razem sprzedawca zwrócił się do Jessiki.
-
Aha.
Umówili się tak, że sprzedawca miał przywieść konia jutro. Na szczęście Jessica coraz bardziej oswajała się z tym, że nie będzie miała takiego konia jakiego sobie wymarzyła; przez całą drogę myślała nad tym jak mogłaby nazwać nową klacz, bo z imienia Skowronka zrezygnowała. W domu siostra poczęstowała ją karmelkami, które dostała w szkole. Wtedy Jessice do głowy przyszedł pomysł. Bardzo lubiła karmelki i konie, więc postanowiła, że swoją nową klaczkę nazwie Karmela. Zaraz po tym jak to wymyśliła zaczęła krzyczeć na cały dom, że wie jak nazwie swojego konia i że będzie mieć na imię Karmela. Zaraz po tym tata jej przerwał i za karę miała iść od razu spać ( a było ok. siedemnastej).
Jessica poszła wykąpać się, a potem spać. Ale nie mogła zasnąć, więc postanowiła zobaczyć co jest w księdze. Niepewnie po nią sięgnęła i otworzyła. Okazało się, że narysowane były tam smoki i opisy do nich. Były tam też opisy innych stworzeń, ale to na stronach o smokach otworzyła najpierw. Dziewczynka najpierw potraktowała je jak bajkę, ale z coraz dalszym czytaniem miała takie wrażenie, jakby ta książka opowiadała o czymś prawdziwym. Przy czytaniu tej księgi przyszedł jej na myśl stary strych. Odłożyła książkę, była taka zaczytana, że nie zauważyła kiedy – przyszła godzina dwudziesta pierwsza. Postanowiła, że jutro pójdzie zobaczyć strych, mimo że rodzice zabronili tego...
Dziewczynka wesoła, osiodłała swojego nowego konia. Klaczka była trochę za wysoka jak dla niej, więc musiała podstawić sobie taboret. Jessica zaczęła jeździć na Karmeli. Klacz ciągle stawia się i co chwila stawały. W pewnym momencie koń skierował się do pobliskiego lasu. Był wieczór, więc las wyglądał strasznie i ponuro. Czasem dobiegały stamtąd dziwne odgłosy. Karmela biegnąc w tamtą stronę nie potrzebowała popędzania; jechała szybko. Jak dla Jessiki trochę za szybko. Kiedy wjechały do lasu, Jessica odruchowo chciała zawrócić, ale klacz zamiast zawrócić biegła coraz szybciej. Dziewczynka zaczęła panikować, bo wiedziała, że mama będzie zła za to, że pojechała do lasu, bo pewnie nie uwierzy jej w to, że Karmela sama tam pojechała. Panikowała też dlatego, że nie wiedziała co zrobić. Klacz nie reagowała już na jej żadne polecenie. Były coraz głębiej w lesie i ich domu nie było już widać...
Jessica obudziła się odruchowo siadając; serce waliło jej jak dzwon ze strachu. Dopiero po chili zdała sobie sprawę z tego, że to był tylko zły sen. Położyła się z powrotem, ale nie mogła zasnąć, więc poszła do siostry. Wiedziała, że Penelopa zasypia bardzo późno i miała nadzieję, że jeszcze nie śpi. Po cichu założyła buty i wyszła na korytarz. Rozejrzała się uważnie, by sprawdzić czy przypadkiem mama nie wstała. Kiedy już się upewniła, przymknęła drzwi od swojego pokoju i po cichu przeszła do pokoju siostry. Bez pukania, tak jak to Penelopa robiła, weszła do jej pokoju. Czuła się z tym trochę dziwnie, bo nigdy tak nie robiła.
-
Spisz? - zapytała po cichu Jessica.
-
Już nie – powiedziała zaspanym głosem Penelopa.
-
Sorry, ale miała zły sen a to ty najczęściej nie śpisz do późna w nocy – wytłumaczyła się Jessica.
-
A to nie powinno być tak, że to młodsza przychodzi do starszej kiedy ma koszmar, a nie na odwrót? - zapytała Penelopa z lekko rozbawioną miną.
-
Nie wiem, ale mówiłam: nie miałam do kogo innego przyjść!
-
Trochę ciszej.
-
Sorry, to masz te szachy?
-
Jasne.
Dziewczynki grały prawie do czwartej nad ranem. Jessica potem poszła do swojego pokoju, bo zrobiła się senna.
Kiedy obudziła się była strasznie senna i słaba. Po grze z siostrą i koszmarze, nie wyspała się. Pod oczami miała fioletowe sińce. Mama przy śniadaniu zauważyła je mama i zapytała ostro:
-
Znowu czytałaś po nocy?
-
Nie – skłamała Jessica.
-
To dlaczego jesteś taka zmęczona? - zapytała mama wskazując rękami na córkę.
-
Miałam koszmar – przyznała się w końcu córka.
-
Dobrze – westchnęła – to nie będę mogła dać Ci szlabanu. Dziś możesz przejechać się na Karmeli. Cieszysz się?
-
Tak – powiedziała dziewczynka bardzo starając się nie dać po sobie poznać jak bardzo boi się po swoim koszmarze.
-
To dobrze.
Jessica ubrała się mozolnie i zeszła na dwór. Bardzo starała się wszystko przedłużyć – bała się tej pierwszej jazdy po nocnym śnie. W końcu po dłuuuuuugim przeciąganiu, dziewczynka znalazła się w stajni. Zaczęła czyścić klacz. Co chwila niepewnie spoglądała w stronę lasu. Nie był tak straszny jak w jej śnie, ale i tak było w nim coś odstraszającego. A może jej się to tylko wydawał? Może po tym nocnym koszmarze po prostu ma do niego urazę? Niepewnie osiodłała Karmelę i tak jak w śnie, nie mogła sobie poradzić ze wsiadaniem. Tylko, że tym razem to tata pomógł jej wsiąść. Na początku wykonywała wszystkie ruchy tak niepewnie, że klacz ich nie czuła i na nie nie reagowała. Potem dopiero zyskała trochę więcej pewności siebie i zaczęła bardziej normalnie zachowywać się wobec konia. Karmela wcale nie zachowywała się tak jak w jej koszmarze – była grzeczna i posłuszna. Dziewczynce spadł kamień z serca i odetchnęła z ulgą.
Jeździła prawie trzy godziny, tak jej się to spodobało. Po tym, przypomniała sobie o swoim postanowieniu – zajrzy na strych... Pod wieczór, weszła do pokoju rodziców, kiedy oni sprzątali dom. Szybko i po cichu wzięła klucze od strychu i pobiegła na strych. Kiedy stanęła przed drzwiami przez chwilę się zawahała. Co będzie jeśli rodzice się dowiedzą? Jeśli coś jej się stanie, albo znajdzie coś strasznego? Albo jeśli znajdzie coś strasznego i będzie się tego bała? Jeśli... Jessica starała się skupić i przezwyciężyć strach. Spokojnie... Spokojnie... powtarzała w myślach, biorąc kilka głębokich wdechów. Niepewnie włożyła klucz w dziurkę w drzwiach... Przekręciła.... Potem pchnęła drzwi, które otwierając się strasznie skrzypiały. Dziewczynka zrobiła nie miłą minę bo nie był to przyjemny dźwięk. Natychmiast też zaczęła nasłuchiwać kroków rodziców... Ale jedynymi dźwiękami do niej dochodzącymi był włączony telewizor, sapanie i śpiewanie ptaków. Zaraz, jakie sapanie? Dziewczynka nie pewnie wejrzała na strych...
Jessica weszła na strych. Nogi miała jak z waty. Rozejrzała się po starym, zniszczonym i zaniedbanym pomieszczeniu. Na wielu meblach były białe narzuty, których państwo Nioszyńscy nie zdjęli po przeprowadzeniu się. Na małym stoliku i kufrze, które nie były nakryte było widać kurz i liczne oznaki starości. Niepewnie zrobiła krok w stronę strychu; gdy przekroczyła próg, do jej uszu dobiegł nie miły dźwięk skrzypiącej pod jej stopami podłogi. Mimo tego postanowiła, że przezwycięży swój lęk i wejdzie dalej. Najbardziej chciała dowiedzieć się co przed chwilą tak sapało... Dopiero teraz, kiedy się wyciszyła zdała sobie sprawę z tego, że sapanie nie ustało, a w miarę jak się zbliżała do północnej ściany strychu, nasilało się. Pierwszym odruchem Jessiki była ucieczka; bezwiednie zrobiła kilka kroków w tył. Dopiero po chwili udało się jej zapanować nad swoimi emocjami i odruchem ucieczki. Bardzo zdziwiła ją reakcja jej samej na na te dźwięki, przecież nie raz słyszała dziwne, nieznane dźwięki. Raz okazało się, że autorem dziwnych dźwięków są ptaki, albo sapiący niedźwiedź; w tamtych sytuacjach nie bała się tak bardzo mimo że także była sama na terenie, którego nie znała. A może bała się dlatego, że znała ten dom i nigdy nie znalazła w nim nic dziwnego oprócz dziwnej księgi o magii. Może w tym momencie nie miała pomysłów co to mogło być? W tamtych sytuacjach miała podejrzenia, co to może być; teraz kiedy była na terenie, który teoretycznie znała nie miała zielonego pojęcia co mogło sapać. Przecież to dość duże zwierzęta i ludzie sapią. A przecież nie było im wiadome żeby mieli w domu nieproszonego gościa. Jej przemyślenia przerwał cichy pisk i ruch przy starej i zniszczonej (tak jak wszystko) wersalce. Dziewczynka zaczęła nierówno oddychać ze strachu. W końcu zebrała całą odwagę jaką miała w sobie i wolnym i niepewnym krokiem zaczęła iść w stronę wersalki. Okrążyła ją i stanęła kilka metrów od niej przy ścianie, skąd miała dobry widok na to co była między ścianą i wersalką. Na chwilę wstrzymała oddech. Kiedy za stojący nieopodal mebel zobaczyła... Nie, przecież to niemożliwe. Dziewczynka z niedowierzaniem przetarła oczy, a kiedy upewniła się już, że wzrok jej nie zawodzi odsunęła się jak najciszej potrafiła, żeby sapiące smoczątko jej nie zauważyło. Ale ono w dziwny sposób zaskrzeczało i zaczęła iść chwiejnym krokiem w jej stronę. Mały smok był odziany w niebieskie pióra. Chodził na czterech łapach i miał dziwny kształt pyska. Dziewczynka głośno przełknęła ślinę i z przerażeniem rzuciła się do starych drzwi. Przez chwilę zamykała drzwi, bo ręce trzęsły się jej ze strachu. Od razu pobiegła do swojego pokoju, nawet nie odpowiadając na pytania zdziwionych rodziców. W pokoju wciąż drżącymi rękami pośpiesznie wyjęła księgę. Cała w nerwach zaczęła przewracać strony, ponieważ wygląd smoka kojarzył jej się z wyglądem niektórych smoków z tej księgi. Po chwili usłyszała pukanie drzwi. Nie odpowiedziała. Dopiero po chwili zrozumiała, że to jej mama. Chciała już odpowiedzieć, ale mama ją uprzedziła:
-
Wszystko dobrze Jessico? Mogę wejść?
-
Tak – powiedziała pośpiesznie kryjąc księgę pod poduszką – nic mi nie jest.
-
Co się stało? Byłaś strasznie przestraszona- powiedziała pani Nioszyńska wchodząc do pokoju córki.
-
Po prostu przestraszyłam się cienia.
-
Na pewno? - zapytała podejrzliwie pani Noszyńska.
-
Tak. To ja już się położę, dobrze?
-
Dobrze – przytaknęła pani Nioszyńska głęboko zastanawiając się co mogło aż tak wystraszyć jej córkę, bo przecież była najbardziej charyzmatyczna z całej rodziny, ale na ten moment wolała jej jeszcze bardziej nie denerwować pytaniami.
Jessica przebrała się w piżamę, wyjęła księgę spod poduszki, przełożyła ją do kuferka i poszła spać...
Dziewczynka długo nie mogła zasnąć. Nie chciała już więcej widzieć na oczy tej starej, głupiej księgi ani tego dziwnego, małego smoka. Nie przespała całej nocy i następnego dnia mama była bardzo zła.
-
Znowu czytałaś?! Przecież mówiłaś, że idziesz spać! Dlaczego nie poszłaś spać od razu i mnie okłamałaś?! - pani Nioszyńska była bardzo zła na córkę.
-
Nie okłamałam! Poszłam spać, ale nie mogłam zasnąć! - broniła się Jessica.
-
A to dlaczego?!
-
Bo nie byłam na tyle zmęczona, żeby zasnąć! - krzyknęła Jessica.
-
Dlatego dziś posprzątasz salon, swój pokój i zamieciesz liście z trawnika w ogrodzie – powiedziała pani Nioszyńska.
-
Ale ja nie chcę!
-
Jeśli zaraz się nie uspokoisz to posprzątasz też...
-
dobrze, dobrze – powiedziała z niechęcią Jessica.
Dziewczynce prawie cały dzień zajęło sprzątanie. Z jednej strony była zła, bo musiała sprzątać, ale z drugiej strony nie musiała i nie miała czasu na rozmyślanie o magii i smoku. Przez całą noc próbowała wmówić sobie, że księga mówi o samych bajkach, a na strychu nic nie znalazła. Jessica mimo to trochę rozmyślała, a to rozmyślanie bardzo ją dołowało. Nagle usłyszała kroki. Pani Nioszyńska wyszła jakichś kwadrans temu, więc dziewczynka w pierwszej chwili pomyślała, że po prostu wróciła do domu. Nie przerwała sprzątania dopóki nie zdała sobie sprawy z tego, że jej mama zawsze witała się z domownikami po przyjściu ( czasem nawet kiedy nikogo w domu nie było), a odczekała chwilę i żadnych słów nie usłyszała, ale zdała sobie sprawę z tego, że te kroki nie dochodzą z dołu tylko z góry – ktoś, albo raczej coś schodziło ze strychu. Dziewczynka od razu pomyślała o smoku, którego od kilku godzin próbowała wymazać z pamięci. Jessica była sama w domu i właśnie wycierała naczynia, które przed chwilą myła. Powoli, drżącymi rękami odłożyła szklankę na miejsce, szmatkę na grzejnik i wyjęła duży koc spod ich kanapy. Na palcach, jak najciszej do przejścia na strych. Smok był już na małym korytarzu i z dzienną ciekawością
rozglądał się po bocznych pokojach, wydając przy tym dźwięki podobne do gulgotania. Dziewczynka była bardzo przestraszona i serce waliło jej jak dzwon. Powoli podeszła do smoka powoli, a on wydał z siebie śmieszny pisk, który jednak nie rozbawił jej tylko raczej bardziej przestraszył. Ten pisk wytrącił ją z równowagi, tak że dziewczynka potknęła się o własne nogi i z krzykiem zarzuciła koc na smoka; ale on tylko z szybko go zrzucił i z takim samym piskiem co ostatnio rzucił się do drzwi wyjściowych. Kiedy smok zbiegł z tego piętra na którym była i był na parterze, zdała sobie sprawę, że nie zamknęła drzwi wyjściowych. Szybko zbiegła na parter, ledwo się nie przewracając; wciąż miała nogi jak z waty ze strachu. Kiedy dobiegła do drzwi zobaczyła, że są otwarte na szeroko i na wysokości mniej więcej jej pasa była dwa głębokie zadrapania od łap i pazurów. Jessica zakryła dłonią usta i nie miała pojęcia co zrobić. Była rozdarta: nie wiedziała czy gonić smoka, czy raczej poszukać czegoś czym można, by było zakryć ślady pazurów. Jessica zamknęła oczy i głęboko odetchnęła. Kiedy otworzyła oczy wiedziała już co zrobić – odwróciła się na pięcie i poszła zdecydowana do swojego pokoju po jakichś plakat, który zakrył, by ślady pazurów, no i oczywiście musiała wymyślić wymówkę na temat tego czemu ten plakat tu wisi?! Po pół godzinie poszukiwań znalazła jeden jedyny plakat, który się nadawał: z dużym tygrysem w leśnym gąszczu. Miała też inne, ale stwierdziła, że gdyby przywiesiła plakat jakiejś gwiazdy na pewno rodzice kazali, by jej zdjąć go od razu. Zeszła do holu i kilkoma kawałkami taśmy przykleiła plakat. Kiedy już zamknęła drzwi na klucz i posprzątała bałagan jaki narobił smok i upewniła się, że wszystko jest tak samo jak wcześniej, wróciła do zmywania naczyń, a raczej do ich wycierania. Po niedługim czasie do domu wróciła mama. Jessica nie zeszła przywitać się z mamą, ale tylko grzecznie odkrzyknęła powitanie. Okazało się, że mama była po tych zakupach w dobrym humorze.
-
Wszystkie wyznaczone pokoje posprzątanie? - zapytała pani Nioszyńska.
-
Tak.
-
A ten plakat na drzwiach to wisi tam, bo...
-
Bo tam jest tam tak trochę... hmm.... smutno, mało kolorowo no i... pomyślałam, że jeśli powieszę tam ten plakat to zrobi się tak bardziej kolorowo i... trochę bardziej wesoło – wytłumaczyła Jessica, improwizując.
-
Hmm... To nawet bardzo fajny pomysł – powiedziała Pani Nioszyńska z zadowoleniem kiwając głową.
-
Dziękuje! - powiedziała Jessica podskakując z radości z wielkim uśmiechem na twarzy.
Jessica do sprzątała kuchnię, pomogła w lekcjach Penelopie, a potem poszła spać – wolała iść wcześniej, żeby znowu nie przydarzyło jej się coś strasznego i wreszcie chciała normalnie przespać całą noc bez żadnych incydentów...
Przez następne kilka dni nie stało się nic złego. Jessica przez pierwszy dzień po spotkaniu smoka cały czas zachowywała się tak, jakby zaraz zza krzaczka, drzewa czy komody miał wyskoczyć potwór i ją zjeść. Jej rodzice bardzo martwili się o córkę. Nie wiedzieli co się dzieje, że Jessica, która od zawsze siedziała ze wszystkimi w salonie i zawzięcie dyskutowała o wszystkim, teraz prawie cały czas przesiaduje w swoim pokoju i unika towarzystwa. Do tego jeszcze zawsze chodziła z podkrążonymi oczami, bo dziewczynka bała się, że teraz też mogą się pojawić różne koszmary na przykład taki podobny, który śnił się jej parę dni temu – o Carmeli.
Państwo Nioszyńscy rekrutowali Jessice, Norberta i Penelopę do nowej szkoły. Żadne z nich nie było zadowolone, bo nie przepadali za szkołą, a w szczególności za osobami, które nagle się pojawiały, w środku semestru, więc żadne z nich nie wiedziało co ich tam czeka. Penelopa i Norbert non stop narzekali, dawali wszystkim w otoczeniu do zrozumienia, że nie mają najmniejszej ochoty iść do szkoły. Ich siostra jednak miała ważniejsze rzeczy o, których, by myślała. Wciąż się bała że taten smok wróci, że coś jej albo Karmeli zrobi (bo udało jej się nie bać swojego konia). Zastanawiała się też czy mamie albo tacie, albo Norbertowi, albo Penelopie może coś zrobić ale uznała, że oni o nim nie wiedzą więc nie może ich zaatakować.
Tego dnia Jessica położyła się późno spać – zawsze tak robiła kładła się późno i wstawała wcześnie – od dawna nie zaglądała do księgi – bała się że to może ona nasyła te wszystkie koszmary i potwory na nią. Dziewczynka mozolnie przebrała się w piżamę i położyła się spać. Zamknęła oczy i zaczęła myśleć o miłych rzeczach, żeby przestać myśleć o tych nie miłych. Myślała na przykład o tym jak fajnie było kiedy czasem mama zabierała ich na basen, albo jak czytała im małą syrenkę na dobranoc. Przymknęła oczy i już prawie zasnęła ale nagle usłyszała natarczywe walenie w drzwi. Pierwszym panicznym odruchem dziewczynka krzyknęła z przerażeniem i szybko nakryła poduszką głowę.
-
Ej, Jessica czemu krzyczysz? - dziewczynka usłyszała zdziwiony głos Penelopy. Od razu pomyślała, że nie powinna tak szybko i z przerażeniem reagować.
-
Yyy... Nic – zawahała się dziewczynka, szybko szukając jakiejś racjonalnej wymówki, ale po chwili spytała się tylko – po co przyszłaś?
-
A mogę wejść? - spytała z dziwnym rozbawieniem Penelopa.
-
Jasne – Jessica cały czas zastanawiała się co tak śmieszy jej siostrę. Ale w końcu doszła do wniosku, że jej nadmierna reakcja musiała wyglądać komicznie.
-
Ale drzwi są zakluczone – powiedziała Penelopa już nie kryjąc swojego śmiechu i głośno zaczęła się śmiać, opierając się o drzwi. Kiedy Penelopa tak się oparła, Jessica miała ochotę schować się pod najbliższy stół albo łóżko. Chyba mi odbija -pomyślała – kiedyś nie bałam się chodzić sama po lesie czy cmentarzu w środku nocy, a teraz – boje się byle stukotu koło mnie, nawet kiedy znam jego źródło. Może mam obsesje albo mi odbija albo coś w tym rodzaju? Jessica nie chciała już dłużej przedłużać tej wnikliwej myśli – tylko – otworzyła po prostu drzwi pokładającej się ze śmiechu Penelopie.
I co cię tak śmieszy? - zapytała oschle by ukryć irytację, frustrację i zakłopotanie.
-
TY! - stwierdziła trochę za głośno Penelopa między śmianiem się a łapaniem tchu.
-
Ha, ha, ha... - stwierdziła bez entuzjazmu dziewczynka – bardzo śmieszne, już mi jest wesoło, wiesz co powiedz po co przyszłaś i pa, pa.
-
Ej, od kiedy to ty taka wredna jesteś? - spytała dziewczynka przestając się śmiać i robiąc urażoną minę.
-
Nie jestem wredna! - Krzyknęła sfrustrowana dziewczynka i z rozmachem zamykając drzwi przed nosem osłupiałej siostry.
Jessice mimo że była zdenerwowana zrobiło się trochę głupio, bo nie chciała tak potraktować Penelopy. Choć mimo tego za żadne skarby nie wyjdzie i nie przeprosi. Ona dla mnie też czasem jest niemiła – dziewczynka starała się przekonać samą siebie do tego że nic złego nie zrobiła, wyganiając siostrę – to ona przecież się ze mnie śmiała. Ona też by się tak zachowała na moim miejscu. Poza tym ona nie wie co ja przeżywam; to nie ona widziała tego smoka na strychu. Jednak wspomnienie smoka wprawiło ją raczej w niepokój a nie spokój i brak poczucia winy tak jak powinno. Ciekawe po co ona przyszła? Jessica jednak postanowiła sprawdzić co spowodowało przyjście siostry. Jessica westchnęła i powoli, z mozołem podeszła do drzwi.
Kiedy je otworzyła znów zaczęła krzyczeć, ale już nie z powodu Penelopy...